Jestem spokojny o wynik kontroli. "Nie otrzymywaliśmy żadnych publicznych dotacji" - mówi prezes PFN w wywiadzie dla tygodnika Sieci.
Portfolio PFN jest niesamowicie bogate, moglibyśmy obdzielić nim wiele innych organizacji. Największe prywatne wsparcie polskiej kinematografii, największy w Polsce program stypendiów sportowych, promowanie polskiej sztuki za granicą, wsparcie gałęzi polskiej gospodarki w USA czy Irlandii.
Wywiad Jacka Karnowskiego dla tygodnika Sieci z prezesem Polskiej Fundacji Narodowej Marcinem Zarzeckim:
Jacek Karnowski: Jak sobie radzi i jak działa w tych gorących czasach Polska Fundacja Narodowa?
Marcin Zarzecki: Otoczenie, zarówno prawne, jak i polityczne, jest rzeczywiście bardzo niestabilne. My jednak konsekwentnie realizujemy swoje cele statutowe jako podmiot działający zgodnie z ustawą o fundacjach, o statusie prawnym organizacji nieprowadzącej działalności gospodarczej. Zostaliśmy powołani na mocy ustawy o fundacjach, a to oznacza, że jesteśmy fundacją prywatną – bo innej nie można powołać bez odrębnej ustawy. Przez cały okres funkcjonowania nie otrzymywaliśmy żadnych publicznych dotacji ani subwencji, ale też nie ubiegaliśmy się o takie formy wsparcia. Jesteśmy organizacją trzeciego sektora „non profit”, a więc taką, która nie szuka zysków, ekwiwalentów pieniężnych, generuje jedynie ekwiwalenty społeczne.
Ale Fundacja ma pieniądze. To nie są dotacje?
Nie, od aktu erekcyjnego są to wyłącznie darowizny. Fundacja nie wykorzystuje środków państwowych lub komunalnych, nie jest przedsiębiorcą, nie prowadzi działalności gospodarczej, nie jest organizacją pożytku publicznego, nie otrzymała od Skarbu Państwa ani jednostek samorządu terytorialnego wsparcia finansowego, dotacji, subwencji ani nie jest państwową osobą prawną. Dlatego też Najwyższa Izba Kontroli nie posiada kognicji kontrolnej względem PFN, co potwierdziły postanowienia Prokuratury Okręgowej z 9 czerwca 2021 r. oraz Sądu Rejonowego z 15 lutego 2022 r. w przedmiocie nieuwzględnienia zażalenia prezesa NIK na postanowienie Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Mówi pan, że PFN „realizuje swoje cele statutowe”. Które obszary są dla was najważniejsze?
Te cele są oczywiste i zawarte w naszym statucie: promowanie polskiej historii, kultury i dziedzictwa narodowego oraz polskiej gospodarki poza granicami kraju. Nieustannie budujemy i podtrzymujemy relacje z naszymi przyjaciółmi i odpowiednikami, od Stanów Zjednoczonych przez Wielką Brytanię, Włochy, Hiszpanię, Francję, Litwę, Łotwę, Finlandię, Norwegię czy Estonię. Ta sieć podmiotów jest naszym kapitałem, bez którego nie zrealizowalibyśmy większości międzynarodowych przedsięwzięć.
Ma pan poczucie, że PFN pod pana kierownictwem odniosła sukces?
Tak, uważam, że te pięć lat wytężonej pracy zarządu i zespołu okazało się bezprecedensowym sukcesem. Portfolio PFN jest niesamowicie bogate, moglibyśmy obdzielić nim wiele innych fundacji, organizacji, stowarzyszeń, think tanków czy instytucji. Największe prywatne wsparcie polskiej kinematografii, największy w Polsce program stypendiów sportowych – PFNTeam100, erygowanie nowych instytucji w USA, na Litwie czy w Gruzji, największy w Europie Środkowej i Wschodniej program edukacyjny dla sił
NATO – Zwiastun/ Forerunner, program Polskie Dziedzictwo Wschód,
realizowana globalnie działalność społeczna, koncerty międzynarodowe
w światowych salach koncertowych, promowanie polskiej sztuki za granicą,
historycznie najbardziej zasięgowe kampanie medialne realizowane poza
krajem, wsparcie gałęzi polskiej gospodarki w USA czy Irlandii. Mógłbym
wymieniać setki projektów, które fundacja uruchomiła za granicą
z inicjatywy własnej lub naszych instytucjonalnych partnerów. W okresie
pandemii COVID-19 PFN wspierała 22 szpitale, DPS oraz laboratoria COVID-
19. W czasie wojny na Ukrainie wspieraliśmy uchodźców, wysyłaliśmy
i wysyłamy konwoje z lekarstwami, ze środkami łączności i najbardziej
potrzebnym sprzętem. Intensywnie zwalczamy także rosyjską dezinformację
poza granicami Polski. Ponad 90 proc. naszych działań to projekty, które
uruchomiono za granicą. Zadajmy sobie pytanie, jak wiele koniecznych
przedsięwzięć dla Polski można było skutecznie, efektywnie zrealizować,
gdyby Fundacja została powołana dekady wcześniej.
Czy teraz, po zmianie władzy, ten wielki dorobek jest zagrożony?
Jeszcze przed zmianą rządu, w grudniu, spotkaliśmy się z przedstawicielami
Victims of Communism Memorial Foundation, fundacji amerykańskiego
Kongresu, powołanej w 1993 r. przez Williama J. Clintona. Szef tej
organizacji, były ambasador USA przy ONZ w Genewie, Andrew Bremberg,
wręczył nam jako pierwszym Polakom statuetki The Flame of Liberty –
Płomienia Wolności. To wyjątkowe amerykańskie wyróżnienie przyznawane
osobom oraz organizacjom, które walcząc o dziejową sprawiedliwość, miały
znaczący wkład na polu szerzenia prawdy o zbrodniach komunizmu. Nasi
rozmówcy bezsprzecznie byli bardzo zaniepokojeni rozwojem
sytuacji w Polsce.
PFN natychmiast po jej utworzeniu znalazła się w centrum potężnej burzy.
Panu jednak udało się ustabilizować sytuację. Nowa większość sejmowa nie
ukrywa jednak swojej niechęci. Z pewnością spadną na was kontrole
i audyty. Jest pan spokojny o ich wynik?
Jestem absolutnie spokojny o wynik jakiejkolwiek kontroli przy założeniu
merytorycznej analizy dokumentów niepowodowanej pragnieniem
rewanżyzmu politycznego. Sądzę, że niewiele jest w Polsce fundacji, które
mają tak rozwinięty system wewnętrznej i zewnętrznej kontroli oraz audytu
projektów jak PFN. Nasz ekosystem kontroli jest wielopłaszczyznowy
i procesowy. Każdy projekt przechodzi przez elektroniczny system
wnioskowy, analizę formalną, scoringową analizę merytoryczną, jest
oceniany i odrzucany lub rekomendowany, objęty stałym nadzorem
prawnym i księgowym. Co roku z własnej inicjatywy zarządu politykę
rachunkową fundacji szczegółowo analizuje biegły rewident, i to z jednej
z najlepszych firm, de facto z górnego kwartyla rankingu firm audytorskich.
To są często projekty nowatorskie, pionierskie. Jak ktoś chce, to zawsze
się przyczepi.
Z tego powodu, np. w przypadku audytu projektu jachtu Ocean Race Volvo
„I Love Poland”, zatrudniliśmy audytorów zewnętrznych
wyspecjalizowanych w ocenie przedsięwzięć jachtowych, regatowych.
Wynik audytu jest wzorowy dla operatora. Z kolei w sferze produkcji
filmowej współpracujemy z instytucjami wspierającymi produkcje filmowe
i korzystamy z raportów audytowych. Sądzę więc, że możemy zaskoczyć
liczbą dokumentów, analiz prawnych, ekspertyz, raportów i ocen. Mamy
bardzo rozbudowaną organizacyjną kulturę kontroli. Pragnę kierować
fundacją samouczącą się w wyniku działań kontrolnych i ewaluacyjnych.
Z czego wynika ta ostrożność? Z faktu, że to są publiczne pieniądze?
W sensie prawnym i fiskalnym to absolutnie nie są publiczne pieniądze.
W sensie prawnym substrat majątkowy służący powstaniu PFN przybrał
formę darowizny, a Fundacja posiada odrębność podmiotową i własny
majątek, którego ekonomiczne pochodzenie jest irrelewantne z punktu
widzenia podstaw do wszczęcia kontroli zewnętrznej. Podkreślam – nigdy
nie otrzymaliśmy publicznej, w tym samorządowej dotacji lub subwencji.
Zachowujemy ostrożność, bo mamy wiele projektów eksperymentalnych,
nowatorskich, odważnych. Nasza Fundacja jest również swego rodzaju
eksperymentem na gruncie polskim. W większości krajów takie instytucje
istnieją już od bardzo dawna. W Polsce była swoista i niezrozumiała
fundacyjna nisza systemowa, pierwszy taki podmiot powołano niemal 30 lat
po transformacji. Szkoda, bo w ten sposób nasza siła oddziaływania
w sferze kształtowania wizerunku Polski poza granicami kraju była wyraźnie
mniejsza, niż powinna być.
Gdy fundatorzy powoływali PFN, głównym celem było wzmocnienie kina
historycznego. Czy te plany, a mówiono o „ filmach hollywoodzkich”, udało
się zrealizować?
Udało nam się przygotować i zrealizować bardzo wiele produkcji filmowych,
fabularnych i dokumentalnych, które powinny powstać o wiele wcześniej.
Sadzę, że mamy świadomość, iż funkcjonujemy w kulturze audiowizualnej.
Wszyscy wiemy, jakie zasięgi może mieć film. To za pomocą popkultury
można zmienić negatywne opinie i postawy albo wyeliminować stereotypy.
Dlatego zależało nam na wejściu z produkcjami filmowymi na rynek
anglosaski. Stąd takie filmy jak „Hidden Poland” czy „Poland: The Royal
Tour” w reżyserii Petera Greenberga, promowane także wśród członków
Akademii Filmowej w Los Angeles, prezentowane w Chicago i w Nowym
Jorku. Stąd obecność tych filmów na platformie Amazon Prime,
w samolotach LOT na dalekich trasach, w sieci PBS, obejmującej całe Stany
Zjednoczone. To w sumie daje zasięgi liczone w dziesiątkach
milionów odbiorców.
Również Muzeum Ofiar Komunizmu w Waszyngtonie, które by nie powstało
bez aktywności PFN. Czy to przedsięwzięcie zdało egzamin?
W Waszyngtonie, dwie przecznice od Białego Domu, w centrum
administracji światowego mocarstwa, rządy Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier,
Rumunii oraz Polska Fundacja Narodowa jako reprezentant Polski
doprowadziły, wraz z fundacją amerykańskiego Kongresu, do powołania
instytucji, której głównym celem jest przekazywanie wiedzy o totalitaryzmie
komunistycznym. I to naprawdę działa. Pokazywane są trzy logiczne etapy
tego dramatu: rewolucja, opresja i opór. Ale odwiedzający dowiedzą się też
o Bitwie Warszawskiej, rtm. Witoldzie Pileckim, formowaniu się polskiego
ruchu antykomunistycznego, Solidarności, polskich doświadczeniach życia
i walki z komunizmem.
To taki nasz „kawałek podłogi” w stolicy imperium?
Tak. To jest multimedialne muzeum narracyjne ze świetną wystawą stałą
i ekspozycjami czasowymi poświęconymi takim postaciom jak Jan Paweł II
czy Václav Havel. Jest to miejsce, w którym politycy z naszego regionu
mogą się spotkać z dziennikarzami, lobbystami, amerykańskimi politykami.
Jest tam także sala kinowa, w której prezentowano filmy, takie jak „Wiktoria
1920” w technologii VR w wersji anglojęzycznej czy „Raport Pileckiego”.
Muzeum to stały punkt na mapie wizyt międzynarodowych delegacji. Takich
instytucji wciąż jest za mało. Niemcy, Brytyjczycy czy Francuzi zaczęli
powoływać takie centra dawno temu, nie żałując zainwestowanych środków.
PFN powstała w odpowiedzi na poczucie, że Polska nie ma odpowiednich
narzędzi w tej arcyważnej grze. Ale w siedzibie Fundacji dominują plakaty
związane ze sportem. Dlaczego?
Sportowcy są naturalnymi ambasadorami Polski poza granicami kraju.
Wszyscy, niezależnie od różnic światopoglądowych i politycznych, gdy
widzimy sportowców stających na podium, słyszymy Mazurka
Dąbrowskiego, odczuwamy dumę i poczucie przynależności do wspólnoty
narodowej. Dlatego PFN już w 2018 r. sfinansowała największy w historii
Polski system stypendialny, skierowany do olimpijczyków
i paraolimpijczyków. Obejmuje on 47 dyscyplin olimpijskich
i paraolimpijskich z wyłączeniem dyscyplin zespołowych. W sumie
skorzystało z niego już ponad 500 młodych sportowców, którzy w sumie
zdobyli dla Polski ponad 600 medali na mistrzostwach Europy i świata.
Wśród 14 złotych medali, które Polacy wywalczyli w Tokio, 9 wywalczyli
beneficjenci PFN. To wspaniały wskaźnik naszej skuteczności, ale bardziej
dowód, że sukces wymaga dyscypliny i konkretnego wsparcia.
PFN zastępuje ministerstwo sportu?
Nie zastępujemy ministerstwa sportu. Po prostu stworzyliśmy bardzo
otwartą formułę wsparcia w systemie poza związkami sportowymi
przeznaczoną dla sportowców, którzy są mistrzami w swoich dyscyplinach.
Ktoś potrzebuje wsparcia w dokończeniu nauki, ktoś inny szuka pieniędzy
na nowy łuk kompozytowy lub dostęp do infrastruktury sportowej, a ktoś
potrzebuje dietetyka, suplementacji czy psychologa sportowego. W zamian
za środki sportowcy zobowiązywali się nie tylko do zdobywania medali, lecz
także przestrzegania Kodeksu Etycznego, czyli do pełnienia roli
ambasadorów Polski, promowania naszego kraju, udziału w wydarzeniach
o charakterze promocyjnym. I czynili to.
Z których sportowców jest pan najbardziej dumny?
Ze wszystkich naszych beneficjentów. Mówimy przecież o ponad 600
medalach zdobytych dla Polski. Obecnie, po poszerzonej formule
PFNteam100, wielkie sukcesy odnosi Miko Marczyk, wybitny kierowca
rajdowy kategorii WRC2, trzeci w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata
w kategorii WRC2, jeżdżący z Szymonem Gospodarczykiem. Wreszcie
Wiktor Przyjemski, mistrz Europy juniorów w żużlu, wschodząca gwiazda tej
dyscypliny. Mamy także słynny jacht „I Love Poland”, projekt unikalny
i niezmiernie istotny dla rozwoju żeglarstwa regatowego.
On też odnosi sukcesy sportowe?
Oczywiście. Zdobywa nagrody w najbardziej liczących się regatach na
świecie – 22 zawody regatowe i 18 razy na podium. Pierwsze miejsce
w Baltic Sea Race, pierwsze miejsce w Rolex Middle Sea Race czy
największe zwycięstwo w historii polskiego żeglarstwa regatowego, czyli
zwycięstwo w Trans-Atlantic Sea Race i wiele innych. W samym 2023 r. kpt.
Grzegorz Baranowski i jego załoga ośmiokrotnie wstępowali na podium, byli
też wielokrotnie nagradzani przez międzynarodowe środowisko żeglarskie –
Rejs Roku 2020, IMA Maxi Challenge. Proszę także pamiętać, że „I Love
Poland” jest projektem szkoleniowym. Przez cztery edycje tego programu
przeszło ponad 1 tys. młodych polskich żeglarzy oceanicznych, dla których
była to jedyna możliwość zdobycia takich doświadczeń i kwalifikacji.
W Polsce to przedsięwzięcie długo nie miało jednak dobrej prasy. Dlaczego?
Trudno mi to zrozumieć. W prasie światowej były zachwyty, fenomenalne
artykuły o naszych zwycięstwach o żeglarzach i żeglarkach, np.
w amerykańskim „Vogue” gratulacje, że taki projekt jest realizowany, a u nas
dominował hejt. Na szczęście to projekt skupiony na zagranicy, który
osiągnął wszystkie cele promocyjne i więcej. Wraz z Polskim Związkiem
Żeglarskim udało się nam zmienić nastawienie wynikające z niewiedzy.
Proszę poczytać o globalnych sukcesach jachtu na stronie program- ilp.pl.
Będą państwo po prostu dumni. W historii polskiego żeglarstwa regatowego
nie było takich osiągnięć przed projektem ILP.
Gdy patrzymy na potęgę soft power, czyli miękkiej siły, państw zachodnich,
widzimy, że jest ona oparta o dziesiątki, setki różnego rodzaju konkursów,
programów, projektów. My weszliśmy na tę ścieżkę bardzo późno.
Dlatego interesują nas nie działania punktowe, ale zinstytucjonalizowane.
Staramy się realizować projekty trwałe, zinstytucjonalizowane, a nie głośne,
ale de facto mało skuteczne. Łatwo jest rozbłysnąć jak gwiazda
na sierpniowym niebie i potem zniknąć. Podążamy inną drogą.
Rozwinęliśmy sieć kontaktów instytucjonalnych w kilkudziesięciu krajach.
Erygujemy centra zagraniczne. Jest Narodowy Instytut Polskiego
Dziedzictwa w Wilnie, który powołaliśmy wspólnie z partnerami z Litwy.
Mogę wymieniać dalej: Muzeum Chrztu Litwy w Wilnie i jedyna europejska
stacja badawcza na Kaukazie – w Kutaisi, prowadząca badania historyczne.
Finansujemy tłumaczenia znaczących dla publicystyki naukowej książek
na obce języki.
PFN koordynowała także prace związane z raportem o stratach wojennych,
które Polska poniosła w wyniku niemieckiej napaści i okupacji.
Tak, ten raport organizacyjnie był koordynowany przez PFN. Oczywiście
pracowało nad nim wielu historyków, ekonometryków, statystyków,
rzeczoznawców i prawników. Podejmujemy też działania w sferze dyplomacji
publicznej. Współpracujemy z ambasadami, od Malty po Islandię. Wraz
z Fundacją Kulturalna Polska oraz Akademią Dyplomatyczną MSZ
uruchomiliśmy Klub Dyplomaty. To wieloletni projekt skierowany do
dyplomatów rezydujących w Polsce. Pragniemy, aby poznawali polskie
smaki, polskie zapachy, polską muzykę tradycyjną, polskie instrumenty,
polskie stroje narodowe.
I to działa?
Działa! Chcemy zarazić dyplomatów polską kulturą i historią. Polska nie
powinna być dla nich jedynie kolejną placówką w ich biografii, ale czymś
więcej, chodzi o rodzaj trwałego związku. Ten sam cel mamy wobec
żołnierzy NATO, którzy stacjonują w naszym kraju. Dla nich
przygotowaliśmy program „Zwiastun”. Oni też rotują i też powinni wynieść
z Polski coś więcej niż tylko wspomnienie o kolejnych koszarach.
Przyjeżdżają tu z elementarną wiedzą, a wyjeżdżają już z przekonaniem,
że Polska to pozytywnie intrygujący kraj. I wiemy, że wracają potem
prywatnie z rodzinami do naszego kraju jako celu turystycznego. Dla nas
to najlepsza recenzja naszych zwiastunowych działań.
Z prezesem Polskiej Fundacji Narodowej Marcinem Zarzeckim rozmawiał Jacek Karnowski (Fratria, tygodnik Sieci, portal wPolityce.pl)
Comments