top of page
  • Zdjęcie autoraMAD

WYWIAD. Marcin Zarzecki, PFN

Jestem spokojny o wynik kontroli. "Nie otrzymywaliśmy żadnych publicznych dotacji" - mówi prezes PFN w wywiadzie dla tygodnika Sieci.


Marcin Zarzecki, prezes PFN fot. Fratria/Andrzej Wiktor

 
Portfolio PFN jest niesamowicie bogate, moglibyśmy obdzielić nim wiele innych organizacji. Największe prywatne wsparcie polskiej kinematografii, największy w Polsce program stypendiów sportowych, promowanie polskiej sztuki za granicą, wsparcie gałęzi polskiej gospodarki w USA czy Irlandii.

 

Wywiad Jacka Karnowskiego dla tygodnika Sieci z prezesem Polskiej Fundacji Narodowej Marcinem Zarzeckim:

 

Jacek Karnowski: Jak sobie radzi i jak działa w tych gorących czasach Polska Fundacja Narodowa?

 

Marcin Zarzecki: Otoczenie, zarówno prawne, jak i polityczne, jest rzeczywiście bardzo niestabilne. My jednak konsekwentnie realizujemy swoje cele statutowe jako podmiot działający zgodnie z ustawą  o fundacjach, o statusie prawnym organizacji nieprowadzącej działalności gospodarczej. Zostaliśmy powołani na mocy ustawy o fundacjach, a to oznacza, że jesteśmy fundacją prywatną – bo innej nie można powołać bez odrębnej ustawy. Przez cały okres funkcjonowania nie otrzymywaliśmy żadnych publicznych dotacji ani subwencji, ale też nie ubiegaliśmy się o takie formy wsparcia. Jesteśmy organizacją trzeciego sektora „non profit”, a więc taką, która nie szuka zysków, ekwiwalentów pieniężnych, generuje jedynie ekwiwalenty społeczne.


Ale Fundacja ma pieniądze. To nie są dotacje?


Nie, od aktu erekcyjnego są to wyłącznie darowizny. Fundacja nie wykorzystuje środków państwowych lub komunalnych, nie jest przedsiębiorcą, nie prowadzi działalności gospodarczej, nie jest organizacją pożytku publicznego, nie otrzymała od Skarbu Państwa ani jednostek samorządu terytorialnego wsparcia finansowego, dotacji, subwencji ani nie jest państwową osobą prawną. Dlatego też Najwyższa Izba Kontroli nie posiada kognicji kontrolnej względem PFN, co potwierdziły postanowienia Prokuratury Okręgowej z 9 czerwca 2021 r. oraz Sądu Rejonowego z 15 lutego 2022 r. w przedmiocie nieuwzględnienia zażalenia prezesa NIK na postanowienie Prokuratury Okręgowej w Warszawie.


Mówi pan, że PFN „realizuje swoje cele statutowe”. Które obszary są dla was najważniejsze?


Te cele są oczywiste i zawarte w naszym statucie: promowanie polskiej historii, kultury i dziedzictwa narodowego oraz polskiej gospodarki poza granicami kraju. Nieustannie budujemy i podtrzymujemy relacje z naszymi przyjaciółmi i odpowiednikami, od Stanów Zjednoczonych przez Wielką Brytanię, Włochy, Hiszpanię, Francję, Litwę, Łotwę, Finlandię, Norwegię czy Estonię. Ta sieć podmiotów jest naszym kapitałem, bez którego nie zrealizowalibyśmy większości międzynarodowych przedsięwzięć.


Ma pan poczucie, że PFN pod pana kierownictwem odniosła sukces?


Tak, uważam, że te pięć lat wytężonej pracy zarządu i zespołu okazało się bezprecedensowym sukcesem. Portfolio PFN jest niesamowicie bogate, moglibyśmy obdzielić nim wiele innych fundacji, organizacji, stowarzyszeń, think tanków czy instytucji. Największe prywatne wsparcie polskiej kinematografii, największy w Polsce program stypendiów sportowych – PFNTeam100, erygowanie nowych instytucji w USA, na Litwie czy w Gruzji, największy w Europie Środkowej i Wschodniej program edukacyjny dla sił

NATO – Zwiastun/ Forerunner, program Polskie Dziedzictwo Wschód,

realizowana globalnie działalność społeczna, koncerty międzynarodowe

w światowych salach koncertowych, promowanie polskiej sztuki za granicą,

historycznie najbardziej zasięgowe kampanie medialne realizowane poza

krajem, wsparcie gałęzi polskiej gospodarki w USA czy Irlandii. Mógłbym

wymieniać setki projektów, które fundacja uruchomiła za granicą

z inicjatywy własnej lub naszych instytucjonalnych partnerów. W okresie

pandemii COVID-19 PFN wspierała 22 szpitale, DPS oraz laboratoria COVID-

19. W czasie wojny na Ukrainie wspieraliśmy uchodźców, wysyłaliśmy

i wysyłamy konwoje z lekarstwami, ze środkami łączności i najbardziej

potrzebnym sprzętem. Intensywnie zwalczamy także rosyjską dezinformację

poza granicami Polski. Ponad 90 proc. naszych działań to projekty, które

uruchomiono za granicą. Zadajmy sobie pytanie, jak wiele koniecznych

przedsięwzięć dla Polski można było skutecznie, efektywnie zrealizować,

gdyby Fundacja została powołana dekady wcześniej.


Czy teraz, po zmianie władzy, ten wielki dorobek jest zagrożony?


Jeszcze przed zmianą rządu, w grudniu, spotkaliśmy się z przedstawicielami

Victims of Communism Memorial Foundation, fundacji amerykańskiego

Kongresu, powołanej w 1993 r. przez Williama J. Clintona. Szef tej

organizacji, były ambasador USA przy ONZ w Genewie, Andrew Bremberg,

wręczył nam jako pierwszym Polakom statuetki The Flame of Liberty –

Płomienia Wolności. To wyjątkowe amerykańskie wyróżnienie przyznawane

osobom oraz organizacjom, które walcząc o dziejową sprawiedliwość, miały

znaczący wkład na polu szerzenia prawdy o zbrodniach komunizmu. Nasi

rozmówcy bezsprzecznie byli bardzo zaniepokojeni rozwojem

sytuacji w Polsce.


PFN natychmiast po jej utworzeniu znalazła się w centrum potężnej burzy.

Panu jednak udało się ustabilizować sytuację. Nowa większość sejmowa nie

ukrywa jednak swojej niechęci. Z pewnością spadną na was kontrole

i audyty. Jest pan spokojny o ich wynik?


Jestem absolutnie spokojny o wynik jakiejkolwiek kontroli przy założeniu

merytorycznej analizy dokumentów niepowodowanej pragnieniem

rewanżyzmu politycznego. Sądzę, że niewiele jest w Polsce fundacji, które

mają tak rozwinięty system wewnętrznej i zewnętrznej kontroli oraz audytu

projektów jak PFN. Nasz ekosystem kontroli jest wielopłaszczyznowy

i procesowy. Każdy projekt przechodzi przez elektroniczny system

wnioskowy, analizę formalną, scoringową analizę merytoryczną, jest

oceniany i odrzucany lub rekomendowany, objęty stałym nadzorem

prawnym i księgowym. Co roku z własnej inicjatywy zarządu politykę

rachunkową fundacji szczegółowo analizuje biegły rewident, i to z jednej

z najlepszych firm, de facto z górnego kwartyla rankingu firm audytorskich.


To są często projekty nowatorskie, pionierskie. Jak ktoś chce, to zawsze

się przyczepi.


Z tego powodu, np. w przypadku audytu projektu jachtu Ocean Race Volvo

„I Love Poland”, zatrudniliśmy audytorów zewnętrznych

wyspecjalizowanych w ocenie przedsięwzięć jachtowych, regatowych.

Wynik audytu jest wzorowy dla operatora. Z kolei w sferze produkcji

filmowej współpracujemy z instytucjami wspierającymi produkcje filmowe

i korzystamy z raportów audytowych. Sądzę więc, że możemy zaskoczyć

liczbą dokumentów, analiz prawnych, ekspertyz, raportów i ocen. Mamy

bardzo rozbudowaną organizacyjną kulturę kontroli. Pragnę kierować

fundacją samouczącą się w wyniku działań kontrolnych i ewaluacyjnych.


Z czego wynika ta ostrożność? Z faktu, że to są publiczne pieniądze?


W sensie prawnym i fiskalnym to absolutnie nie są publiczne pieniądze.

W sensie prawnym substrat majątkowy służący powstaniu PFN przybrał

formę darowizny, a Fundacja posiada odrębność podmiotową i własny

majątek, którego ekonomiczne pochodzenie jest irrelewantne z punktu

widzenia podstaw do wszczęcia kontroli zewnętrznej. Podkreślam – nigdy

nie otrzymaliśmy publicznej, w tym samorządowej dotacji lub subwencji.

Zachowujemy ostrożność, bo mamy wiele projektów eksperymentalnych,

nowatorskich, odważnych. Nasza Fundacja jest również swego rodzaju

eksperymentem na gruncie polskim. W większości krajów takie instytucje

istnieją już od bardzo dawna. W Polsce była swoista i niezrozumiała

fundacyjna nisza systemowa, pierwszy taki podmiot powołano niemal 30 lat

po transformacji. Szkoda, bo w ten sposób nasza siła oddziaływania

w sferze kształtowania wizerunku Polski poza granicami kraju była wyraźnie

mniejsza, niż powinna być.


Gdy fundatorzy powoływali PFN, głównym celem było wzmocnienie kina

historycznego. Czy te plany, a mówiono o „ filmach hollywoodzkich”, udało

się zrealizować?


Udało nam się przygotować i zrealizować bardzo wiele produkcji filmowych,

fabularnych i dokumentalnych, które powinny powstać o wiele wcześniej.

Sadzę, że mamy świadomość, iż funkcjonujemy w kulturze audiowizualnej.

Wszyscy wiemy, jakie zasięgi może mieć film. To za pomocą popkultury

można zmienić negatywne opinie i postawy albo wyeliminować stereotypy.

Dlatego zależało nam na wejściu z produkcjami filmowymi na rynek

anglosaski. Stąd takie filmy jak „Hidden Poland” czy „Poland: The Royal

Tour” w reżyserii Petera Greenberga, promowane także wśród członków

Akademii Filmowej w Los Angeles, prezentowane w Chicago i w Nowym

Jorku. Stąd obecność tych filmów na platformie Amazon Prime,

w samolotach LOT na dalekich trasach, w sieci PBS, obejmującej całe Stany

Zjednoczone. To w sumie daje zasięgi liczone w dziesiątkach

milionów odbiorców.


Również Muzeum Ofiar Komunizmu w Waszyngtonie, które by nie powstało

bez aktywności PFN. Czy to przedsięwzięcie zdało egzamin?


W Waszyngtonie, dwie przecznice od Białego Domu, w centrum

administracji światowego mocarstwa, rządy Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier,

Rumunii oraz Polska Fundacja Narodowa jako reprezentant Polski

doprowadziły, wraz z fundacją amerykańskiego Kongresu, do powołania

instytucji, której głównym celem jest przekazywanie wiedzy o totalitaryzmie

komunistycznym. I to naprawdę działa. Pokazywane są trzy logiczne etapy

tego dramatu: rewolucja, opresja i opór. Ale odwiedzający dowiedzą się też

o Bitwie Warszawskiej, rtm. Witoldzie Pileckim, formowaniu się polskiego

ruchu antykomunistycznego, Solidarności, polskich doświadczeniach życia

i walki z komunizmem.


To taki nasz „kawałek podłogi” w stolicy imperium?


Tak. To jest multimedialne muzeum narracyjne ze świetną wystawą stałą

i ekspozycjami czasowymi poświęconymi takim postaciom jak Jan Paweł II

czy Václav Havel. Jest to miejsce, w którym politycy z naszego regionu

mogą się spotkać z dziennikarzami, lobbystami, amerykańskimi politykami.

Jest tam także sala kinowa, w której prezentowano filmy, takie jak „Wiktoria

1920” w technologii VR w wersji anglojęzycznej czy „Raport Pileckiego”.

Muzeum to stały punkt na mapie wizyt międzynarodowych delegacji. Takich

instytucji wciąż jest za mało. Niemcy, Brytyjczycy czy Francuzi zaczęli

powoływać takie centra dawno temu, nie żałując zainwestowanych środków.


PFN powstała w odpowiedzi na poczucie, że Polska nie ma odpowiednich

narzędzi w tej arcyważnej grze. Ale w siedzibie Fundacji dominują plakaty

związane ze sportem. Dlaczego?


Sportowcy są naturalnymi ambasadorami Polski poza granicami kraju.

Wszyscy, niezależnie od różnic światopoglądowych i politycznych, gdy

widzimy sportowców stających na podium, słyszymy Mazurka

Dąbrowskiego, odczuwamy dumę i poczucie przynależności do wspólnoty

narodowej. Dlatego PFN już w 2018 r. sfinansowała największy w historii

Polski system stypendialny, skierowany do olimpijczyków

i paraolimpijczyków. Obejmuje on 47 dyscyplin olimpijskich

i paraolimpijskich z wyłączeniem dyscyplin zespołowych. W sumie

skorzystało z niego już ponad 500 młodych sportowców, którzy w sumie

zdobyli dla Polski ponad 600 medali na mistrzostwach Europy i świata.

Wśród 14 złotych medali, które Polacy wywalczyli w Tokio, 9 wywalczyli

beneficjenci PFN. To wspaniały wskaźnik naszej skuteczności, ale bardziej

dowód, że sukces wymaga dyscypliny i konkretnego wsparcia.


PFN zastępuje ministerstwo sportu?


Nie zastępujemy ministerstwa sportu. Po prostu stworzyliśmy bardzo

otwartą formułę wsparcia w systemie poza związkami sportowymi

przeznaczoną dla sportowców, którzy są mistrzami w swoich dyscyplinach.

Ktoś potrzebuje wsparcia w dokończeniu nauki, ktoś inny szuka pieniędzy

na nowy łuk kompozytowy lub dostęp do infrastruktury sportowej, a ktoś

potrzebuje dietetyka, suplementacji czy psychologa sportowego. W zamian

za środki sportowcy zobowiązywali się nie tylko do zdobywania medali, lecz

także przestrzegania Kodeksu Etycznego, czyli do pełnienia roli

ambasadorów Polski, promowania naszego kraju, udziału w wydarzeniach

o charakterze promocyjnym. I czynili to.


Z których sportowców jest pan najbardziej dumny?


Ze wszystkich naszych beneficjentów. Mówimy przecież o ponad 600

medalach zdobytych dla Polski. Obecnie, po poszerzonej formule

PFNteam100, wielkie sukcesy odnosi Miko Marczyk, wybitny kierowca

rajdowy kategorii WRC2, trzeci w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata

w kategorii WRC2, jeżdżący z Szymonem Gospodarczykiem. Wreszcie

Wiktor Przyjemski, mistrz Europy juniorów w żużlu, wschodząca gwiazda tej

dyscypliny. Mamy także słynny jacht „I Love Poland”, projekt unikalny

i niezmiernie istotny dla rozwoju żeglarstwa regatowego.


On też odnosi sukcesy sportowe?


Oczywiście. Zdobywa nagrody w najbardziej liczących się regatach na

świecie – 22 zawody regatowe i 18 razy na podium. Pierwsze miejsce

w Baltic Sea Race, pierwsze miejsce w Rolex Middle Sea Race czy

największe zwycięstwo w historii polskiego żeglarstwa regatowego, czyli

zwycięstwo w Trans-Atlantic Sea Race i wiele innych. W samym 2023 r. kpt.

Grzegorz Baranowski i jego załoga ośmiokrotnie wstępowali na podium, byli

też wielokrotnie nagradzani przez międzynarodowe środowisko żeglarskie –

Rejs Roku 2020, IMA Maxi Challenge. Proszę także pamiętać, że „I Love

Poland” jest projektem szkoleniowym. Przez cztery edycje tego programu

przeszło ponad 1 tys. młodych polskich żeglarzy oceanicznych, dla których

była to jedyna możliwość zdobycia takich doświadczeń i kwalifikacji.


W Polsce to przedsięwzięcie długo nie miało jednak dobrej prasy. Dlaczego?


Trudno mi to zrozumieć. W prasie światowej były zachwyty, fenomenalne

artykuły o naszych zwycięstwach o żeglarzach i żeglarkach, np.

w amerykańskim „Vogue” gratulacje, że taki projekt jest realizowany, a u nas

dominował hejt. Na szczęście to projekt skupiony na zagranicy, który

osiągnął wszystkie cele promocyjne i więcej. Wraz z Polskim Związkiem

Żeglarskim udało się nam zmienić nastawienie wynikające z niewiedzy.

Proszę poczytać o globalnych sukcesach jachtu na stronie program- ilp.pl.

Będą państwo po prostu dumni. W historii polskiego żeglarstwa regatowego

nie było takich osiągnięć przed projektem ILP.


Gdy patrzymy na potęgę soft power, czyli miękkiej siły, państw zachodnich,

widzimy, że jest ona oparta o dziesiątki, setki różnego rodzaju konkursów,

programów, projektów. My weszliśmy na tę ścieżkę bardzo późno.


Dlatego interesują nas nie działania punktowe, ale zinstytucjonalizowane.

Staramy się realizować projekty trwałe, zinstytucjonalizowane, a nie głośne,

ale de facto mało skuteczne. Łatwo jest rozbłysnąć jak gwiazda

na sierpniowym niebie i potem zniknąć. Podążamy inną drogą.

Rozwinęliśmy sieć kontaktów instytucjonalnych w kilkudziesięciu krajach.

Erygujemy centra zagraniczne. Jest Narodowy Instytut Polskiego

Dziedzictwa w Wilnie, który powołaliśmy wspólnie z partnerami z Litwy.

Mogę wymieniać dalej: Muzeum Chrztu Litwy w Wilnie i jedyna europejska

stacja badawcza na Kaukazie – w Kutaisi, prowadząca badania historyczne.

Finansujemy tłumaczenia znaczących dla publicystyki naukowej książek

na obce języki.


PFN koordynowała także prace związane z raportem o stratach wojennych,

które Polska poniosła w wyniku niemieckiej napaści i okupacji.

Tak, ten raport organizacyjnie był koordynowany przez PFN. Oczywiście

pracowało nad nim wielu historyków, ekonometryków, statystyków,

rzeczoznawców i prawników. Podejmujemy też działania w sferze dyplomacji

publicznej. Współpracujemy z ambasadami, od Malty po Islandię. Wraz

z Fundacją Kulturalna Polska oraz Akademią Dyplomatyczną MSZ

uruchomiliśmy Klub Dyplomaty. To wieloletni projekt skierowany do

dyplomatów rezydujących w Polsce. Pragniemy, aby poznawali polskie

smaki, polskie zapachy, polską muzykę tradycyjną, polskie instrumenty,

polskie stroje narodowe.


I to działa?


Działa! Chcemy zarazić dyplomatów polską kulturą i historią. Polska nie

powinna być dla nich jedynie kolejną placówką w ich biografii, ale czymś

więcej, chodzi o rodzaj trwałego związku. Ten sam cel mamy wobec

żołnierzy NATO, którzy stacjonują w naszym kraju. Dla nich

przygotowaliśmy program „Zwiastun”. Oni też rotują i też powinni wynieść

z Polski coś więcej niż tylko wspomnienie o kolejnych koszarach.

Przyjeżdżają tu z elementarną wiedzą, a wyjeżdżają już z przekonaniem,

że Polska to pozytywnie intrygujący kraj. I wiemy, że wracają potem

prywatnie z rodzinami do naszego kraju jako celu turystycznego. Dla nas

to najlepsza recenzja naszych zwiastunowych działań.


Z prezesem Polskiej Fundacji Narodowej Marcinem Zarzeckim rozmawiał Jacek Karnowski (Fratria, tygodnik Sieci, portal wPolityce.pl)

Comments


bottom of page